Na pierwszym miejscu Bóg, na drugim miejscu nasz kościół, na trzecim służba, na czwartym rodzina(?) itd.
Kiedy przez wiele lat słucha się takich "nauczań", człowiek zaczyna rzeczywiście w nie wierzyć, wszelkie próby zmiany kolejności priorytetów w życiu wierzącego wywołują w nim wątpliwości, wyrzuty sumienia, "ścisk w żołądku". Efektem takiego "nauczania" jest chęć całkowitego podporządkowania swojego życia kościołowi, jego cele stają się naszymi celami, jego życie - naszym życiem, wtapiamy się w nasz kościół, powoli stajemy się jedno z nim. Opinie o naszym kościele traktujemy jak opinie o nas samych, rady i opinie płynące z naszego kościoła stają się ważniejsze od opinii np. naszych rodziców czy małżonków (jeśli ci akurat nie są członkami naszego kościoła). Więcej... jeśli nasze przekonania nie są zgodne z myślą naszego kościoła przestajemy ufać nawet sobie samym...
Chciałbym tu zacytować Martyna Lloyd`a-Jones`a, który miał ogromny wpływ w skrzydle reformowanym brytyjskiego ruchu ewangelikalnego w XX wieku. Przez prawie 30 lat był kaznodzieją w Westminster Chapel w Londynie. Był wrogiem chrześcijaństwa liberalnego, które stało się powszechne w wielu wyznaniach chrześcijańskich, co uważał za błąd. Zachęcał ewangelicznych chrześcijan do porzucenia liberalnego chrześcijaństwa, poprzez porzucenie swoich denominacji!
"Pragnę zaznaczyć, że ja nie czerpię mojego życia z Kościoła lecz czerpię je od Pana. Ponieważ my wszyscy dzielimy Jego życie w tym samym czasie, wszyscy jesteśmy członkami Jego ciała i wszyscy jesteśmy w Kościele. Nie możesz być chrześcijaninem nie będąc członkiem tego mistycznego ciała Chrystusa. Ale prawidłowy porządek każe nam postawić to co osobiste i indywidualne PRZED WSPÓLNOTĄ.
A zatem, NIE JESTEM zrodzony z Kościoła - Kościół nie jest moją duchową matką - JESTEM ZRODZONY Z DUCHA. I w tej samej chwili staję się częścią Kościoła, niewidzialnego mistycznego Kościoła. Podkreślajmy więc ów osobisty aspekt i upewnijmy się przy tym, byśmy nigdy nie pozwolili żadnej, mającej pozory słuszności nauce obrabować nas z tego osobistego elementu. Nie musimy przychodzić do Boga przez Kościół, możemy przychodzić do Niego bezpośrednio, jesteśmy z Nim zjednoczeni zarówno jako osoby, jak i społeczność".
Fragment pochodzi z książki Martyna Lloyd`a-Jones`a "Wielkie doktryny - Kościół i Czasy Ostateczne" Fundacja LEGATIO.
