A.W. Tozer (fragmenty).
Gdyby ludzka natura była doskonała, nie byłoby rozbieżności pomiędzy „robieniem” a „byciem”. Człowiek żyłby po prostu w zgodzie ze swoim wnętrzem, nie zastanawiając się nawet nad tym co robi. Jego czyny byłyby prawdziwym wyrazem jego wewnętrznego człowieka. Jednakże jeżeli chodzi o ludzką naturę, sprawa nie jest taka prosta. Grzech wprowadził moralny nieład; życie stało się skomplikowane i trudne. Te rzeczy, które miały w nas pracować razem w nieświadomej harmonii, są często całkowicie lub częściowo odizolowane od siebie i zmierzają, do całkowitego oddzielenia.
Z głębi wewnętrznego nieładu powstaje antagonizm pomiędzy „byciem" a „czynieniem," a słowo, na które kładziemy nacisk, umieszcza nas w jednej z tych dwóch kategorii: jesteśmy tymi, którzy są albo tymi, którzy czynią; jednym albo drugim. W naszym nowoczesnym, cywilizowanym społeczeństwie, nacisk jest położony prawie całkowicie na „czynienie".
My, chrześcijanie, nie możemy uciec przed tym pytaniem. Musimy odkryć gdzie Bóg kładzie nacisk i zbliżyć się do boskiego wzorca. Nie powinno to być zbyt trudne, skoro mamy przed sobą Święte Pismo z całym jego bogactwem duchowych instrukcji, a do interpretacji tych Pism, mamy Ducha, który je zainspirował.
Pomimo możliwości, którą mamy by poznać prawdę, większość z nas wolno się uczy. Bardzo silna jest w nas tendencja do przyjmowania wszystkiego bez pytania, nie pytając dlaczego. Z tego właśnie powodu to, czego trzyma się większość chrześcijan w jakimkolwiek momencie, będzie z pewnością bez wątpliwości zaakceptowane jako prawdziwe i właściwe. Łatwiej jest imitować niż tworzyć; łatwiej jest, i przez pewien czas, bezpieczniej, dorównać kroku, nie zadając zbyt wiele pytań odnośnie tego dokąd zmierza pochód.
Dlatego właśnie „to kim się jest" nie jest już dłużej pociągające dla ludzi, a „to co się czyni", skupia uwagę prawie wszystkich. Współczesnym chrześcijanom brakuje symetrii. Nie wiedzą właściwie nic o wewnętrznym życiu. Są jak świątynia, która jest piękna na zewnątrz, ale brakuje jej piękna wewnętrznego. Kolor, światło, dźwięk, wygląd, gest -- to są twoi Bogowie, O, Izraelu.
Cała machina religijna stała się wytwórcą hałasu.(...)
Musimy rozpocząć niezbędną reformę poprzez zakwestionowanie duchowej ważności tego, co zewnętrzne. To, czym człowiek jest, musi być bardziej ważne od tego, co czyni. (...)
Musimy pokazać nowemu pokoleniu nerwowych, prawie szalonych chrześcijan, że moc leży w centrum życia. Prędkość i hałas są oznaką słabości, nie siły. Wieczność jest bezgłośna; czas jest hałaśliwy. (...) Pragnienie dramatycznej aktywności jest dowodem naszej religijnej niedojrzałości; jest to rodzaj popisu właściwego dla przedszkola.